niedziela, 16 sierpnia 2015

Kurs orientacji w górach | Więcej niż się spodziewałam...


Więcej niż się spodziewałam. Takie poczucie przywiozłam z obozu w Regetowie, na którym miałam okazję uczestniczyć przez ostatnie siedem dni.
Owszem, spodziewałam się, że będzie chodzenie po górach, spodziewałam się, że poznam tam nowych ludzi, spodziewałam się też że będzie to okazja do nauki chodzenia z mapą... Ale nie spodziewałam się, że oprócz chodzenia, będzie codzienna poranna rozgrzewka, że ludzie których poznam będą tak otwarci i pomocni, nie spodziewałam się też, że znaleźć drogę poza szlakiem jest jednak wykonalną sprawą, ani nie spodziewałam się, że można tak dobrze jeść gotując na ognisku.

Obóz, o którym piszę miał miejsce w studenckiej bazie namiotowej SKPB Warszawa, zlokalizowanej w Beskidzie Niskim, w Regetowie, u stóp Rotundy, przy czerwonym szlaku.

Co mnie zaskoczyło jeśli chodzi o samą bazę, to fakt że biega po niej mnóstwo dzieci, przyjeżdżają tam nie tylko studenci, ale całe rodziny. Rodzice rozkładają te swoje małe gospodarstewka domowe, wiją sobie gniazdka i krzątają się pomiędzy namiotami a ogniskiem. Dzieci natomiast biegają boso obserwując to wszystko i bawią się w najlepsze taplając się w przepływającej obok Regetówce, której poziom w czasie mojego tam pobytu był bardzo niski.

Najważniejszym miejscem w całej bazie jest ognisko - rozpalane wczesnym rankiem i gasnące dopiero późną nocą. Na nim gotowane są posiłki, podgrzewana woda, przy nim można zawsze się rozgrzać, czasem wieczorem można usłyszeć dochodzące od niego śpiewy i grę na gitarze...


W takim właśnie otoczeniu odbywał się nasz obóz. Każdy dzień rozpoczynaliśmy od rozgrzewki, potem śniadanie i wyruszaliśmy w drogę. Niekoniecznie po szlakach. Zwykle po kilku godzinach maszerowania wracaliśmy do bazy, gdzie przygotowywaliśmy sobie obiad. Następnie nasz przewodnik, Janek (Zły Pies), prowadził dla nas wykłady, m.in. na temat górskiego sprzętu, planowania wycieczek, używania kompasu i mapy, opatrywania ran, pierwszej pomocy. Po tym, kiedy już się ściemniło, często spotykaliśmy się w lesie i tam był największy dla mnie fun, czyli ćwiczenia terenowe.

Podczas takich ćwiczeń po raz pierwszy rozpaliłam swoje własne ognisko, uczyłam się chodzić po lesie z zawiązanymi oczami, będąc prowadzona przez inną osobę i wiele innych, równie ciekawych rzeczy.

Przy okazji obejrzeliśmy kilka cerkwi ( w Kwiatoniu, w Wysowej oraz w Skwirtnym - do której udało nam się wejść)

Odwiedzaliśmy cmentarze wojskowe:

Mijaliśmy też czasem bardziej tradycyjne widoki:


Mimo tego, że miałam bardzo mało chwil dla siebie, co było momentami bardzo trudne, obóz oceniam na 15/10 - wart był poświęconego czasu.

Obóz ten, wydaje mi się, może być traktowany jako wstępny/przygotowawczy do kursu przewodnickiego prowadzonego przez SKPB, który rusza w październiku każdego roku (dla zainteresowanych link do strony SKPB). 


2 komentarze:

  1. Uważam, że dobrze jest się miło rozczarować. Też uwielbiam takie momenty kiedy spodziewać sie mniej, a dostaje więcej.

    OdpowiedzUsuń