wtorek, 23 lutego 2016

Zimowe trudy i wyzwania

Fot. Szkp
Mieliście kiedyś poczucie istnienia równoległej rzeczywistości? Dziś takie poczucie mnie prześladuje. Ostatni tydzień pokazał mi, że istnieje świat zupełnie różny od mojego. Miejsca z historią, blisko natury, gdzie nie ma ma internetu, a czas płynie inaczej.

To "inaczej" wcale nie oznacza wolniej, bo spędziłam dziewięć dni na zimówce kursu przewodnickiego. Co oznacza dużo chodzenia, mało spania oraz wiele wyzwań w ciągu każdego dnia.

Spodziewałam się, że będzie trudno i bałam się tego wyjazdu. Teraz wiem już, że słusznie. Tak naprawdę, to zaczynając kurs nie wiedziałam na co się piszę. Każdy dzień z dziewięciu spędzonych na tym wyjeździe był dla mnie dniem pełnym pokonywania moich słabości. Fizycznych i psychicznych. 

W czasie obozu każdy z uczestników występował w dwóch rolach: raz był zwykłym uczestnikiem wycieczki i wtedy zmagał się tylko z fizycznym aspektem wędrówki, innym razem miał za zadanie prowadzić grupę. I wtedy dochodziło obciążenie psychiczne. Bo prowadzenie wiązało się z wcześniejszym opracowaniem trasy, czasów przejścia, przerw, obiadu. Wyliczeniem wszystkiego i ułożeniem planu dnia, a potem trzymaniem się go. Co oczywiście często nie wychodziło i w związku z tym podróżowaliśmy dużo dłużej niż było to w planie. Bywało, że wychodziliśmy rano i wracaliśmy po północy. Dlatego na nadmiar snu nikt nie narzekał. 

W czasie prowadzenia trzeba było grupie opowiedzieć o mijanych miejscach, zwiedzanych cerkwiach (dzięki temu po zwiedzaniu średnio 2-3 cerkwii dziennie potrafię teraz rozłożyć ikonostas, czyli ścianę z ikonami oddzielającą nawę od prezbiterium w cerkwii na części pierwsze :) ).  Teraz wiem, że gdybym poświęciła więcej czasu na czytanie o regionie i zapoznanie się z mapą, byłoby mi o niebo łatwiej. Miejmy nadzieję, że następnym razem będę mądrzejsza.

Do zadań osoby prowadzącej należało również rozpalenie i przygotowanie ogniska, na którym można było ugotować kilka garnków wody dla całej grupy. Cała sytuacja była dość stresująca, ale mimo wszystko dawała satysfakcję kiedy coś się udało.

Oczywiście najważniejszym zadaniem prowadzącego było prowadzenie grupy. Nie mylicie się sądząc, że nasze wycieczki nie odbywały się po szlakach. Czyli trzeba było skupić się też na drodze.

Fot. Czapla z obiektywem
Fot. Czapla z obiektywem
Fot. Czapla z obiektywem
Fot. Czapla z obiektywem

Warto też wspomnieć, że na obozie obowiązywało równouprawnienie, co znaczy na przykład, że rąbanie drewna siekierą czy rozpalanie w piecu nie należały tylko do męskich zadań...
Fot. WO
Fot. Czapla z obiektywem
Fot. Szkp
Fot. Szkp
Fot. Szkp
Fot. Asia Stachowiak


Wiele rzeczy mi się nie podobało, wiele uważam za niepotrzebne męczenie. Jednak teraz, po kilkunastu nadrobionych godzinach snu, wizycie u kosmetyczki, wymoczeniu się w wannie, upraniu wszystkich rzeczy śmierdzących ogniskiem stwierdzam, że mimo wszystko było warto! 

Poznałam ogromnie pomocnych ludzi, z którymi stworzyliśmy zgrany zespół. Czułam wsparcie praktycznie w każdej chwili i nie zapomnę pomocnych dłoni wyciąganych z każdej strony. Dziękuję grupo Chili!

8 komentarzy:

  1. Warto się sprawdzać w różnych warunkach:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wieść gminna niesie, że co nas nie ..... to nas wzmocni. Więc należy, w miarę możliwości, sprawdzać się w różnych sytuacjach

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy ja bym się zdecydowała, ale brzmi niesamowicie!

    Pozdrowionka,
    Smiley
    https://www.facebook.com/SmileyProjectPL/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale są tam ładne widoczki! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To się nazywa wyzwanie! Warto się sprawdzać w takich warunkach :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawa koncepcja, raz w roli uczestnika a raz prowadzącego. Bo często jak jest grupa to dzieje się tak, że wybija się jedna osoba co przewodzi a reszta za nią idzie. Tymczasem każdy chciałby spróbować swoich sił jako przewodnik. W końcu to kurs ale też świetna przygoda, którą będziesz wspominać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Warto sprawdzić się w każdych warunkach! :) Ile w tym przyjemności. :)

    OdpowiedzUsuń